O Guciu, który humor poprawia


Uwielbiam powieści kryminalne, ale nie zawsze mam ochotę na poważny kryminał. Świat wokół bywa wystarczająco przygnębiający, czego dowodem jest mijający tydzień. Tak się rozstroiłam emocjonalnie, że nie byłam w stanie ani razu rozłożyć kart. Musiałam znaleźć sposób, by odzyskać równowagę i wówczas przypomniałam sobie o książkach Marty Matyszczak. Jej seria „Kryminał pod psem” pomogła mi ubiegłej wiosny przetrwać koszmarne zapalenie zatok i osłodziła dwutygodniowe łykanie antybiotyków.
Po drodze z przychodni zajrzałam do biblioteki, by zaopatrzyć się w „pakiet przetrwania”. Z wiekiem coraz gorzej znoszę antybiotyki i unikam ich, jak diabeł święconej wody. Jednak nie zawsze moje ziółka sobie poradzą z infekcją. Przesympatyczna bibliotekarka poleciła mi „Tajemniczą śmierć Marianny Biel”. „Na pewno poprawi się pani humor”, zachwalała. „Jest tam nawet pani imienniczka”.
Tym sposobem, gdy tylko zapakowałam się do łóżka z dużym zapasem chusteczek, poznałam przesympatycznego kundelka o wdzięcznym imieniu Gucio. Jego psie przemyślenia od pierwszych stron skradły moje serce. Prowadzenie narracji z pozycji psa okazało się fenomenalnym pomysłem, na który wpadła Marta Matyszczak.
W tej powieści jest wszystko, co lubię – wartka akcja, sympatyczni bohaterowie z krwi i kości, specyficzny klimat Śląska, który znam z opowieści mojej przyjaciółki i umiejętne zwodzenie czytelnika. Uwielbiam ten moment, kiedy dochodzę do wniosku, że zabić mógł … każdy.  Rozczuliłam się, kiedy Gucio stwierdził, że jest wiele krzywdzących powiedzeń z psem w roli głównej. Ot, zejść na psy, a przecież niektórym wyszłoby to na dobre. I oczywiście poczciwe psisko miało rację.
Skończyłam czytać przed trzecią w nocy z mocnym postanowieniem, że rano zadzwonię do biblioteki i się dopytam, czy mają następne części tej serii. Mój wzrok powędrował na fotografię autorki i tak mi przemknęło przez głowę, że ona tych książek napisze jeszcze sporo i każda będzie lepsza od poprzedniej.
Rano po raz pierwszy dane mi było skorzystać z usługi „Książka na telefon”. Przed południem dwie kolejne powieści, „Zbrodnię nad urwiskiem” i „Strzały nad jeziorem”, dostarczyła mi stażystka z biblioteki. Przeczucie nie myliło mnie, Marta Matyszczak z każdą kolejną powieścią konstruuje bardziej zawiłą intrygę. Szczegółów zdradzać nie będę, ale zapewniam, że książki te naprawdę stawiają człowieka na nogi i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Teraz czytam „Zło czai się na szczycie” i mój świat powoli odzyskuje właściwe kolory. Już nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po najnowszą powieść pani Marty – „Morderstwo w Hotelu Kattowitz”.   




Komentarze

Popularne posty